Horn. Klub morski Informacje o firmie
Ogólne informacje
Początki Klubu
sięgają 1989 roku, kiedy to na ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach zrodził się w głowie Adama Rogalińskiego pomysł zorganizowania rejsu po słonej wodzie Morza Bałtyckiego.
A może początki sięgają roku 1980 kiedy to podczas obozu harcerskiego w Wydminach na Mazurach, w ramach współpracy pomiędzy obozem Szczepu Drużyn Starszoharcerskich działającego przy VI Liceum Ogólnokształcącym im. Juliusza Słowackiego, a drużyną harcerzy wodnych z Chorzowa, całkowicie „zieloni” nie tylko z racji naszych mundurów otrzymaliśmy możliwość popływania kilka godzin na jachtach. Dla Adama Rogalińskiego zabrakło miejsca na większych jednostkach, a że był szczupły i cichy wepchnięto go na dzielny jacht klasy Optymist. Wcześniej zapytano rzecz jasna: „czy wiesz o co chodzi na jachcie”, gdyby padła odpowiedź, że „jacht widzę pierwszy raz z odległości mniejszej niż kineskop telewizora”, z pewnością Adam zostałby na brzegu. Harcerz nie kłamie, więc padła odpowiedź „oczywiście, że wiem, trzeba płynąć tak, aby wrócić o umówionym czasie”. Nie dodał, że nie ma pojęcia jak to zrobić, a żeglarstwo zna z opowieści i z telewizora. Po 2 godzinach walki z jakimś kołkiem, którym ruszając zmieniano położenie balii, oraz ze sznurkami, które po odpowiednim szarpaniu powodowały, że w sposób nieskoordynowany jacht przesuwał się coraz dalej od brzegu, udało się opanować tę wannę i jakoś huśtała się zygzakiem w kierunku przystani.
A może początku trzeba szukać w książkach z serii Przygody Tomka? Bo to wtedy mając 5, czy 6 lat chłonęło się opowieści o dalekich lądach, w wyobraźni rysowały się wielkie przestrzenie, gwar natury, obrazy naturalnego spokoju. Może właśnie te książki zaszczepiły w głębi serca potrzebę wędrowania, podróżowania, poznawania, dotykania prawdziwej, dzikiej przyrody, obcowania z naturą.
Nie zagłębiając się w odległe czasy zacznijmy od końca lat 80-tych. Na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach działała sekcja żeglarska. Opiekował się nią kol. Jeremi Segieciński. Prowadzone przez niego wędrowne obozy studenckie na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich były wspaniałe. Dobierał świetną kadrę m.in. Piotr Jakutowicz i Piotr Wrzosowski. Swą wiedzę i zamiłowanie do żeglarstwa skutecznie przekazali załogom. W kolejnych latach sekcja się rozwijała, mimo rocznego braku opiekuna ze strony uczelni, przybyło chętnych do żeglowania, przeprowadzono pierwsze szkolenia na stopień żeglarza jachtowego.
Kilku osobom zachciało się czegoś więcej, czegoś bardziej niedostępnego, czegoś z wyższej żeglarskiej półki. Adam Rogaliński podjął się organizacji rejsu na morzu. W Kielcach niestety nikt nie mógł w tym pomóc, mało kto wiedział tu coś o żeglowaniu po słonej wodzie, a jak wiedział nie miał ochoty tą wiedzą się podzielić, chyba że komercyjnie. Niestety studenci nie mają pieniędzy.
Poprzez sekretariat AZS WSP w Kielcach Adam skontaktował się z Zarządem Głównym AZS, gdzie trafił na kapitana Anatola Noskowicza. Anatol bez wahania zadeklarował pomoc i … zorganizował jacht, sam miał go także poprowadzić. Prorektor Adam Massalski dał się namówić na finansowe wsparcie tej inicjatywy i już za 4 miesiące grupa pięciu osób z WSP w Kielcach siedziała w pociągu do Gdyni. Jacht typu HTC-31 - s/y Alpheratz Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni nie był gotów i poświęciliśmy niemal całą dobę nieprzerwanej pracy, aby móc wypłynąć. Kapitan przyjechał z rana i już po kilku godzinach nauki manewrowania w porcie na żaglach oraz kompletowania papierów do odprawy, byliśmy gotowi. Szybka odprawa i po południu znaleźliśmy się na prawdziwej słonej wodzie. Anatol dał nam niezłą szkołę, gdyż nocne pływanie na Zatoce Gdańskiej, dla „surowej” załogi jest dość trudne. Mnóstwo świateł, boi, statków płynących i stojących, zamknięte akweny, sieci, kutry, promy, strefy specjalne. Świetna szkoła.
Tygodniowy rejs – kurs skończył się egzaminami i kilka osób wróciło z wyższymi uprawnieniami żeglarskimi. Po powrocie było jasne, aby pływać po morzu musimy mieć organizację, która będzie się w tym specjalizować. Ówczesny AZS nie był do tego gotów, a wsparcie Uczelni mogło się odbywać na zasadach osobistych kontaktów. Trzeba przyznać także, że właśnie ten rejs należy uznać za początek istnienia klubu, mimo sformalizowania działalności dopiero po 2 latach.
Dość szybko określono cele i zadania nowej organizacji. Zebrano grupę inicjatywną, która spotykając się to w kawiarni EMPIK-u, to w klubie bilardowym na ul. Buczka (obecnie ul. Paderewskiego), to znów w akademikach, ustaliła sposób działania, termin pierwszego zebrania założycielskiego, zaprosiła do współpracy kilkanaście osób.
Zarząd szybko przedłożył wymagane papiery i … 26-11-1991 r. Wojewoda Kielecki decyzją nr 27/91 dokonał wpisu do rejestru stowarzyszeń kultury fizycznej pod pozycją 144 nasze stowarzyszenie pod nazwą KIELECKI KLUB MORSKI „HORN”. Odtąd nasz Klub istniał nie tylko w marzeniach i głowach, ale w rzeczywistości.
Dalsze losy to burzliwe wydarzenia, wiele większych i mniejszych przygód. Różne rejsy i podróże, żeglowanie na akwenach śródlądowych i morskich, działalność szkoleniowa, podwyższanie kwalifikacji i zapraszanie kolejnych osób do współpracy.
Ciekawą inicjatywą był udział klubowiczów w Zlocie największych żaglowców świata w Gdyni podczas Thall Shipps ’92. Tam Adam spotkał kieleckiego żeglarza, którego swego czasu przygotowywał do egzaminu na stopień sternika jachtowego – Grzegorza Stachurskiego, wyraził on już wcześniej chęć przynależenia do Klubu HORN. Dalsze żeglarskie losy Grzegorza to starty w zawodowym teamie żeglarskim HADAR. Z nim właśnie zdobył kilkadziesiąt nagród i medali w regatach odbytych niemal na całym świecie.
Pojawianie się kolejnych osób w Klubie należy uznać za najważniejsze dla jego rozwoju, gdyż znaczna część pierwszych członków – założycieli wraz z skończeniem studiów przestawała działać. Na to miejsce pojawiali się następni. Klub stawał się coraz bardziej środowiskowym, nie uczelnianym. Po pewnym czasie okazało się, że funkcjonujemy zupełnie dobrze, mimo braku zewnętrznych źródeł finansowania.
Byliśmy od początku istnienia stowarzyszeni w Okręgowym Związku Żeglarskim, ale ten nie bardzo się interesował naszą działalności, kondycją klubu, a nawet zapleczem kadrowym.
Próby uzyskania wsparcia przy organizacji rejsów morskich podejmowane w roku 1992 i 1993, a także w kolejnych latach nie trafiały na podatny grunt. Jedyne zainteresowanie sprowadzało się do żądania dostarczenia sprawozdania z naszej działalności przed Sejmikiem Związku, aby było się czym wykazać. Nie mieliśmy także dostępu do sprzętu OZŻ-tu, m.in. rozmowy o udostępnieniu kabinowego, dużego jak na tamte czasy jachtu, będącego na stanie OZŻ-tu sprowadziły się do zaproponowania niemal zaporowej ceny. Opiekun zdaje się zapomniał do czego winien służyć sprzęt organizacyjny.
Brak wsparcia i doświadczenia w organizacji rejsów morskich spowodował, że w 1992 r. niemal nikt z klubu nigdzie nie popłynął, ale doświadczenia z … odmowy współpracy ze strony tych, na których pomoc liczyć powinniśmy byli, przydały się i w 1993 r. zorganizowaliśmy dwutygodniowy rejs jachtem Coriolis czarterowanym od Studenckiego Klubu Żeglarskiego Politechniki Warszawskiej. Rejs podzielony został na dwie części, pierwszą poprowadził nasz niezawodny kapitan Anatol Noskowicz, a drugą debiutant na funkcji skipera – Staszek Pałęga, będąc zarazem nowym członkiem naszego Klubu. Trzebierz – Świnoujście – Sassnitz – Abbekas – Ystad – Skyllinge – Sandwig – Christianio – Nexo – Kołobrzeg to etap pierwszy, a drugi to Kołobrzeg – Darłowo – Władysławowo – Hel – Jastarnia – Puck – Gdynia. Kawał drogi, fajne porty, dużo żeglowania, pierwszy sztorm – ok. 7o B przez około 8 godzin.
Potem zaczął się okres jachtu „Warszawska Nike”, na której przez kolejne kilka lat woziliśmy dzieciaki podczas zielonych szkół i innych rejsów wspomaganych przez TKKF Echo z Warszawy. Lata 1996 – 97 to okres orania wody tym pięknym 15-sto metrowym jachtem. Głównie byliśmy na trasach Zatoki Gdańskiej, na Bornholm i do Kilonii. Porty Jastarnia, Hel i Władysławowo, to niemal nasze klubowe porty. Byliśmy tam dziesiątki razy właśnie podczas tych niedługich, ale jakże pouczających wypraw z dzieciakami.
Jednak ciągnęło nas dalej i dalej. Bałtyk jest piękny, ale chcieliśmy czegoś więcej.
W 1998 r. na siatkobetonowym jachcie s/y Hubal, naszego przyjaciela – Waldka Marka Ksiondy, popłynęliśmy za wielką kurtynę, tzn. na drugą stronę Kanału Kilońskiego. Elba (a po polsku Łaba) zrobiła niesamowite wrażenie, a cały rejs ze zmianą części załogi w Cuxhaven był wspaniały. W powrotnej drodze, jacht pod całym możliwym ożaglowaniem w znacznym przechyle, przy wietrze w porywach do 8o B rozwijał 13,5 węzła. Niesamowite, że góra stali i betonu może płynąć z taką szybkością. Waldek zrobił i prowadzi naprawdę świetny jacht.
Lata 1999 i 2000 to kolejne pływania na Coriolisie i prowadzenie go pod dowództwem Adama Rogalińskiego. Na jednym z rejsów spotkała nas miła niespodzianka. Spotkanie s/y Alpheraza w porcie Hel. Wspomnienia z pierwszego rejsu Adama właśnie na tym jachcie. Na kolejnym rejsie – za dwa tygodnie niespodzianka kolejna, tym razem straszna. Alpheratz rozbił się i zatonął na falochronie w Górkach Zachodnich. Załodze na szczęście nic się nie stało, ale jacht został doszczętnie rozbity.
Rok 2000 był wielkim przełomem. Do tej pory w historii Klubu większość rejsów odbywała się za sprawą nielicznych klubowiczów, a w zasadzie baaardzo nielicznych. Zmiany zaczęły się w 2000 r., kiedy to Adam remontując swojego drugiego Ramblera (dla wyjaśnienia – jest to typ starego jachtu projektowanego na wody przybrzeżne Morza Północnego przez Johna Holta, jacht ten był marzeniem polskich żeglarzy w latach 70-tych, w roku 2000 może pływało ich 15 szt. z około 300 wyprodukowanych w polskich szkutniach), poznał w ciemnym, zakurzonym hangarze młodego, energicznego żeglarza, który nie będąc szkutnikiem, z wielkim zaangażowaniem podjął się remontu OZŻ-towskiej, słomkowej omegi. Koledzy z hangaru podpowiadali co zrobić, aby ten jacht jeszcze dał się zwodować, czasem pomagali w pracach. Trzeba przyznać, że był to najgorszy kadłub ze wszystkich jakie tam były. Tak Związek Żeglarski chciał nagrodzić aktywnego – masz tu kadłub, jak go wyremontujesz (hehehe) to będzie w twojej dyspozycji. I Marcin… zrobił to, pod koniec sezonu jacht załatany, odmalowany, uszczelniony, z nowym osprzętem, pięknymi nowymi listwami - był gotów do wodowania. Tu jednak … władza zakazała, bo szkoda lakieru, jacht będzie potrzebny do szkolenia na wiosnę... Pod nieobecność „władzy” w kilka osób zatargaliśmy jacht do wody i … pierwsze pływania. Marcin Banach posiadając już patent żeglarza jachtowego, po kursie odbytym na miejscu, na maleńkim akwenie niemal w centrum Kielc, mimo, że był wyróżniającym się kursantem … zobaczył, że ten kurs wiele go nie nauczył... Odtąd wiedzę musiał zdobywać niemal od podstaw, na własnych doświadczeniach.
Adam i Marcin, zaprzyjaźnili się i jeszcze w 2000 r. opływali na Mazurach wyremontowanego Ramblera, Marcin zobaczył o co chodzi w żeglowaniu i już w 2 miesiące później pierwszy raz poprowadził jacht na Wielkich Jeziorach Mazurskich.
W maju 2001 roku odbyła się pierwsza impreza z cyklu Adriatycka Przygoda. Adam prowadził piękną Bawarię 34 „Ivy” z klubową załogą, Marcin był w załodze doświadczonego na ciepłych wodach Huberta Długosza ucząc się pilnie sztuki prowadzenia jachtu morskiego. Kilku klubowiczów znalazło się na jachtach innych skiperów nie związanych z klubem.
Potem rejsy posypały się jak z rękawa. Wśród ciekawszych trzeba wspomnieć o doskonałym rejsie na s/y Jarl pod kapitanem Andrzejem Bebłowskim (naszym honorowym klubowiczem, jeśli komuś to nazwisko kojarzy się z literaturą żeglarską to skojarzenie jest słuszne – jest bodaj najlepszym specjalistą w Polsce w zakresie flag i proporców klubowych oraz żeglarskiej etykiety, prowadził także rubrykę w Żaglach przedstawiającą tę tematykę). Kolejne rejsy to pierwsze samodzielne prowadzenie jachtu morskiego przez Marcina (w Chorwacji), kapitalny i trudny rejs na jachcie Krysia z Górek Zachodnich do Calais w czteroosobowej załodze, a następnie dalej kanałem la Manche. Następne wyprawy to m.in. rejs do Kłajpedy na świeżutkim jachcie s/y Syrenka, kolejny - na Carterach 30 z Trzebieży do Kopenhagi i z powrotem, coroczna Adriatycka Przygoda i wreszcie większe rejsy do Edynburga i Bergen, a w 2006 r. na Wyspy Owcze. Ta wyprawa to kolejny przełom, Adam rozpoczął prowadzenie jachtów na oceanach. Podczas Adriatyckiej Przygody w 2005 roku było nas ok. 112 osób na 14 jachtach, a w 2006 r. 114 osób na 13 jachtach.
Samo sformalizowanie działalności nie było tak istotne dla nas jak żeglowanie i umożliwianie żeglowania innym. Jednak, gdy nasz Klub się rozrósł trzeba było dopilnować wszelkich procedur. Przez długi okres czasu władze klubu nie zmieniały się, ale po włączeniu nowych osób trzeba było zaktywizować kolejne osoby. Nie ma na to lepszej metody niż powierzenie ważnych zadań i funkcji. Po wyborach w 2002 r. komandorem został Marcin Banach, v-ce Adam Rogaliński, sekretarzem – Iwona Plucner, zaś w 2004 r. do zarządu weszła Ewa Rogalińska. Walne zgromadzenie także podjęło decyzję o zarejestrowaniu Klubu jako Stowarzyszenie Pożytku Publicznego. Dokonano tego w dniu 17-03-2005 r. o godz. 14:56:44. Otrzymaliśmy nr w KRS 0000230300. Posiadamy nr NIP 657- 262-83-46 oraz REGON 260001647. W rejestrze stowarzyszeń prowadzonym przez Prezydenta Miasta Kielce widniejemy pod numerem 48. Nasze konto bankowe w Banku Śląskim w Kielcach nr 85 1050 1416 1000 0022 9063 1742 przyjmuje wpłaty darowizn i 1 % odliczanego od dochodu w rozliczeniu rocznym przez każdego, kto nam udzieli wsparcia. Wybory w lipcu 2006 r. przyniosły znaczące zmiany w kierownictwie. Marcin z powodów osobistych nie mógł pojawić się na Walnym Zgromadzeniu Klubu, a Adam nie kandydował do Zarządu. Spośród osób, które chwilę wcześniej wyraziły zgodę na kandydowanie wybrano Zarząd w składzie Tomek Tyra – komandor, Wojtek Wiszniewski – v-ce komandor, Ewa Rogalińska – sekretarz – skarbnik, Iwona Plucner – członek zarządu. Jednak już w sierpniu z powodów osobistych Ewa musiała zrezygnować i zgodnie ze Statutem poprzez kooptację zastąpiła ją od 1 września Monika Kasprzyk. Komisja Rewizyjna pod kierownictwem Marcina Żarnowca działa już drugą kadencję.
Zadbaliśmy o pozyskanie sponsorów, pośród których należy wyróżnić przede wszystkim Pana Mirosława Szczukiewicza, Prezesa firmy FART i Pana Piotra Króla, właściciela firmy Hawed. Współpracujemy ze Szkołą Podstawową w Cedzynie, a z mediów należy wyróżnić gazetę Echo Dnia i Radio Kielce.
Obecnie w klubie jest 72 osoby, w tym 2 kapitanów, 5 jachtowych sterników morskich, 22 sterników jachtowych, 25 żeglarzy jachtowych, 18 osób bez stopnia. Mamy 6 osób z uprawnieniami Instruktora PZŻ oraz 3 osoby z uprawnieniami Młodszego Instruktora PZŻ. Organizujemy co roku szkolenia żeglarskie na różne stopnie żeglarskie oraz na inne uprawnienia związane z uprawianiem sportów wodnych, posiadamy dwa jachty – omegę „El Baniak” i el Bimbo „Twardy”. Wykorzystujemy je do szkolenia i rekreacji oraz do startów w regatach. Nasze zaplecze to nabrzeże w Cedzynie koło Kielc, a główne akweny żeglugi morskiej to Adriatyk, Bałtyk, Morze Północne. Ulubione porty to Władysławowo, Hel, Jastarnia, a z zagranicznych Sassnitz i Helgoland w Niemczech, Bergen w Norwegii, duńskie Nexo i Christianso na Bałtyku, a także litewska Kłajpeda.
Zimę spędzamy na co dwutygodniowych spotkaniach tematycznych związanych z różnymi aspektami żeglugi. Ta forma luźnego szkolenia ściąga wielu klubowiczów. Uruchamiamy także realizację projektu ratowniczego, który ma za zadanie zapoznanie grupy zainteresowanych z zagadnieniami z ratownictwa morskiego i śródlądowego, poprzez udział w ćwiczeniach i akcjach symulowanych. Znajdą się tam także elementy ratownictwa medycznego i drogowego. Staramy się nawiązać współpracę ze służbami ratownictwa morskiego SAR, współpracujemy z WOPR-em.
Klub obecnie ma dobrą kondycję, a jego przyszłość jest niezagrożona. Można mieć nadzieję, że obchody 20-sto, 30-sto, 40-sto itd. lecia Klubu będą cyklicznym imprezami w coraz to szerszej grupie entuzjastów żeglowania. A ponieważ mamy poważne plany: rejs na Islandię, Grenlandię a w dalszej przyszłości … nie zdradzimy tego jeszcze teraz, rozwój Klubu jest gwarantowany. Zabiegamy też o pozyskanie jachtu morskiego do szkolenia i do długich wypraw. Pozwoliłoby to zdecydowanie zwiększyć ilość osób pływających i szkolących się na Morzu. A właśnie żegluga morska to sedno działania naszego Klubu.Może historii nie trzeba poprawiać, ale uzupełniać informacje chyba warto.
Od 2006 r. działo się wiele. Wyprawa na wyspy Owcze z Klubową załogą pod dowództwem Adama, przejście przez Pentland Firth, odwiedziny północnych krańców Szkocji oraz Szetlandów, Orkadów i Norwegii. Obok tego nieprzeciętnego rejsu majówka w Chorwacji na 16 jachtów i ponad 140 osób, rejsy na żaglowcu Zawisza Czarny oraz Pogoria. Poza wyprawami morskimi zorganizowano wiele imprez na Cedzynie m.in. rozwinęły się tradycyjne regaty rozpoczęcia i zakończenia sezonu, Akademickie Mistrzostwa Regionu, spora grupa klubowiczów uzyskała stopnie żeglarskie sternika jachtowego po kursie w 2005 r. Grupa ta właśnie w 2006 zaczęła samodzielne prowadzenie jachtów. W tym samym sezonie odbyło się wodowanie nowego - starego jachtu. Klub zdobył stary kadłub ElBimbo i po wielkim remoncie został on zwodowany, nazwa jachtu wybrana z konkursie Echa Dnia odpowiada walorom tego jachtu - "Twardy". Ważnym wydarzeniem był także rejs na małym stalowym jachcie Dryf, naszego przyjaciela Stasia. Jacht nie był testowany do tej pory w trudnych warunkach, więc kilkugodzinne przejście do Sassnitz z tężejącym wiatrem do 8 stopni był niezłym egzaminem. Zapadła decyzja, że zakupimy ten jacht, ale ... Stasiu się wycofał. Pojawiła się w kalendarzu żeglarskim impreza nowa lecz z tradycjami - XIX Regaty Cedzyna 24. Reaktywacja tej imprezy była trudna, ale jakże ważna. Przecież to impreza z najdłuższą tradycją w regionie. Impreza zapomniana przez władze okręgowego związku żeglarskiego, regaty reaktywowane przez klub zgromadziły sporą rzeszę żeglarzy.
Rok 2007 to kilka wielkich wydarzeń, obok tradycyjnych imprez jak wszelakie regaty organizowane przez Klub na Cedzynie, odbył się także wielki rejs -druga w historii świętokrzyskiego żeglarstwa w pełni oceaniczna wyprawa, a pierwsza na tak dalekie wody - "Fart Race Islandia 2007", poprowadzona przez kpt. Adama Rogalińskiego, z Klubowymi kadrami i uczestnikami, pod patronatem honorowym Wojewody Świętokrzyskiego oraz Prezydenta Miasta Kielc. Trasa wiodła z Cuxhaven w Niemczech przez Helgoland, dalej przez środek morza Północnego, północną Szkocję - Peterhead, cieśninę Pentland Firth, do Keflaviku na Islandii. Ten wielki wyczyn organizacyjny, logistyczny i żeglarski, dzieło całkowicie Klubowe, był zwieńczeniem wszelkich dotychczasowych działań, a zarazem wyrazem morskich ambicji Klubu. Wyprawa na Islandię, nawet w kategoriach ogólnopolskich może uchodzić za spore osiągnięcie. Niestety lokalne władze związku żeglarskiego zdaje się nie zauważyły takiej imprezy i nie pofatygowały się o zgłoszenie do konkursu Rejs Roku. Zapewne wychodząc z założenia, że to nie ich własne osiągnięcie. Po wyprawie wydano piękny album z opisem i zdjęciami oraz wrażeniami, odbyła się także, we współpracy z Biblioteką Główną Akademii Świętokrzyskiej, wspaniała wystawa zdjęć z wyprawy. Ten rok to także jubileuszowe XX regaty Cedzyna 24, wielka impreza, wielu gości. Koniec roku to zakup 18 letniego jachtu (z tego 16 lat na brzegu), a w zasadzie kadłuba i osprzętu. Po przewiezieniu do Kielc wielki remont, projektowanie i zabudowa.
Wiele rejsów poprowadził "Wasyl", który kilka lat wcześniej - w 2005 roku, pod usilną namową Adama, w ostatniej chwili pojechał na manewrówkę na sternika jachtowego. Staże z 9-ciu kolejnych poprowadzonych rejsów pozwoliły na uzyskanie jachtowego sternika morskiego.
Rok 2008 to wiele wydarzeń.
Sztormowy rejs na jachcie Zjawa, gdzie jacht faktycznie stał się "zjawą", bez prądu, nawigacji, środków łączności i co gorsza ... bez żagli. Armator pojechał po bandzie wypuszczając na zimowy rejs jacht w tak złym stanie technicznym, bez podstawowego wyposażenia, bo trudno uznać trzy marszowe żagle za wystarczający ekwipunek (wszystkie podarły się na kawałki). Niewybierana woda z zęzy przez cały sezon zapewne - to kilka ton nieczystości i tego co załogi zjadły w poprzednich rejsach, a nie przyjęły ich żołądki, popsuta pompa zęzowa, ręczna sikająca przez dziury w gumowym tłoku, urwany przewód paliwowy, zdychająca elektronika z powodu od dawna padłych alternatorów... Takim czymś powinien zainteresować się prokurator, jak i wieloma "funkcjonariuszami" żeglarskimi. Dowodem na zły stan jachtu było zerwanie rok później podwięzi masztowych i utrata znacznej części masztu, na szczęście nie z naszą załogą i na szczęście bez ofiar.
W tym roku Marcin Banach uzyskał najwyższy kapitański brytyjski stopień żeglarski, to wielkie osiągnięcie, takie uprawnienia ma tylko kilkanaście osób w Polsce. W czerwcu tego roku wielkie wydarzenie - transport jachtu PANTAI klubowych kolegów Marcina i Adama, do Gdańska. Tu uroczyste wodowanie i ... pierwszy w pełni oceaniczny jacht reprezentujący nasz region jest na wodzie i wchodzi do służby. "Wasyl" uzyskuje uprawnienia kapitana jachtowego i prowadzi kilka fajnych rejsów - Kanary - Baleary, Bałtyk, Chorwacja. W sierpniu przeprowadzona jest manewrówka na PANTAI-u i egzamin na stopień sternika jachtowego dla 3 osób z Klubu. Członkowie Klubu są także obecni w załodze Daru Młodzieży na pierwszym "dla cywilów" rejsie tego żaglowca.
Podejmujemy się wsparcia rejsu dookoła świata Nataszy Caban. W newralgicznym momencie nasza pomoc okazała się niezbędna.
Na koniec sezonu Adam poprowadził sylwestrowy rejs w Chorwacji na Bavarii 51, piękny rejs ze wspaniałą załogą.
Rok 2009
Wzięliśmy udział w promocji akcji Rejs z Nataszą I i Rejs z Nataszą II - dwie akcje charytatywne z udziałem niepełnosprawnych dzieci. Rozwija się także wsparcie dla rejsu dookoła świata. Natasza w czasie jednego z postojów odwiedza Kielce. Uzyskuje także status członka honorowego Klubu.
Interesujące rejsy, zwłaszcza majówka... Adam i Ewa biorą ślub, przed chorwackim urzędnikiem Urzędu Stanu Cywilnego w Splicie, w uroczym parku nad morzem. 10 minut później rozpoczynają podróż poślubną na jachcie po dalmatyńskim wybrzeżu, z rodziną, przyjaciółmi, w otoczeniu innych jachtów z klubowymi załogami.
"Wasyl" prowadzi kilka fajnych rejsów - Karaiby, Grecja. Kilka ciekawych rejsów odbywa się na PANTAI-u, m.in. sztormowanie z Helu do Gdańska, czy Marcina rejs do Kłajpedy.
Klub bierze także udział w Zlocie żaglowców w Gdyni, oczywiście na PANTAI-u, jako gość co prawda, ale jednak widać nas na paradzie pod żaglami.
Wiele zmian organizacyjnych. Komandorem zostaje Marcin Łukasiak.
Rok 2010
W zasadzie dopiero się zaczyna, ale już wydarzenia sypią się jak z rękawa. Wielka akcja podsumowująca samotny rejs dookoła świata Nataszy Caban. Jej odwiedziny w Kielcach, spotkania z władzami - Wojewodą, Marszałkiem, Starostą, Kuratorem Oświaty, Prezydentami Miasta, a także wywiady do radia i prasy. Spotkanie z mieszkańcami, spotkanie ze sponsorami i otwarte spotkanie z środowiskiem żeglarskim. Znów można było zauważyć brak przedstawicieli jednego z kieleckich klubów, który to niby ma w nazwie "morski". Nie było oczywiście "władz" żeglarskich, widać dla nich to nie było wydarzenie. Zresztą patrząc na historię Klubu, żeglarskie "władze" nigdy nie pojawiały się, gdy miały miejsce wydarzenia dużej rangi. Cóż jedni działają, a drudzy rozdają sobie nawzajem medale, klepią się po plecach i gratulują sukcesów.
Odbył się w Kielcach sejmik żeglarski tutejszego OZŻ. Niejasny sposób przydzielenia głosów, śmieszne dyskusje i bicie piany. A związek, jak był biedny tak jest i nic się nie zmienia. Nie ma menadżerów, jest tylko aparat. W sprawozdaniu z działalności wskazano na wielkie sukcesy cztero -lecia np. że wyczarterowano około 300 jachtów morskich. Dobrze, że nasz delegat dodał, że połowa z tego została wyczarterowana w naszym Klubie. Czyli 1 to my, a pozostała część to około 20 klubów... interesujące. Nie zająknięto się o wyprawie na Wyspy Owcze, Wyprawie na Islandię, czy wsparciu dla samotnego rejsu dookoła świata Nataszy Caban. Nie wspomniano, bo to ponadprzeciętne dla OZŻ dokonania naszego Klubu. Ważniejsze były dyplomy, gratulacje, podziękowania. Jaka jest kondycja "jedynie sprawiedliwych i wszechwiedzących" widać... Dziwi także fakt, że prze 3 czy 4 kadencje praktycznie nie ma zmian i ... wszystkim to odpowiada. Nie dziwi zatem fakt, że w Kielcach jest szkolonych kilku sterników i kilkudziesięciu żeglarzy rocznie. Skądinąd mamy wiedzę, że drugie tyle szkoli się poza regionem w innych środowiskach. Nie dziwi także fakt, że ci prawie nie pływający nagle zostają kapitanami, bo przecież ... papier jest cierpliwy. Zaczynam się bać, że jeszcze im przyjdzie pomysł, aby wypłynąć na wodę i ... nieszczęście gotowe. Gdy dowiedziałem się ilu "działaczy" zostało kapitanami, zaczynam się zastanawiać, czy Polski Związek Żeglarski naprawdę nie widzi patologii w tym co robi ? nie dostrzega krętactwa, mataczenia i oszustw ?
Już odbyły się tradycyjne regaty rozpoczęcia sezonu, a także trwa szkolenie praktyczne na stopień żeglarza jachtowego. Trwają przygotowania do 2 tur obozów szkoleniowych na Mazurach. Jest także w finalizowaniu kurs na stopień sternika jachtowego, spora, ponad 10-cioosobowa grupa z Klubu zamierza uzyskać wyższe uprawnienia.
No i mała niespodzianka się wydarzyła. Na zaproszenie Komisji Kultury Polskiego Związku Żeglarskiego, Adam wziął udział w jej posiedzeniu. Zaskoczeniem nie było może samo zaproszenie, ale wręczenie podczas posiedzenia Komisji, w imieniu Zarządu PZŻ odznaczenia "Zasłużony Działacz Żeglarstwa Polskiego". To wyróżnienie jest tym bardziej interesujące, że przyznane niezależnie, poza Świętokrzyskim OZŻ-tem, bo ten wnioskuje o nadanie odznaczeń dla ... swoich działaczy. Ich dokonania każdy widzi, więc nie warto ich komentować. Miłe to, że niektóre nasze działania są zauważane i doceniane "wyżej" niż przez zawistnych "działaczy" lokalnego szczebla.
Adam Rogaliński
Cedzyna Kielce
- Godziny otwarcia
- Parking
- Firma posiada parking.
- Telefon kontaktowy
- +48603304106
- Linki
- Konta społecznościowe
Horn. Klub morski Opinie i oceny
Jak oceniasz tę firmę?
Czy jesteś właścicielem tej firmy? Jeśli tak, nie trać okazji na aktualizację profilu firmy, dodawanie produktów, ofert i wyższą pozycję w wyszukiwarkach.